Nie ma to jak impreza u Alexisa. Piękne panienki,
mnóstwo alkoholu i świetna zabawa. Czego chcieć więcej od losu? Jestem młody,
bogaty, sławny i mogę mieć każdą laskę. Jestem piłkarzem najlepszego klubu na
świecie o czym marzą miliony ludzi. Mam świetnych przyjaciół i setki panienek
które zrobią wszystko, żebym zwrócił na nie uwagę. Przygody na jedną noc to
moja codzienność. Nie dla mnie banały o miłości. Kwiatki, czekoladki i stały
związek. Jestem wolnym duchem i żadna kobieta tego nie zmieni. Niestety wszystko
co dobre szybko się kończy i każda impreza ma swój finał. Z zamyślenia wyrwał
mnie gospodarz domu. Alexis Sanchez we własnej osobie. Mój najlepszy przyjaciel
i kobieciarz jakich mało. Jest porywczy i nerwowy co często działa na jego
niekorzyść, jednak zawsze można na niego liczyć. Stojąc teraz przede mną
wymachiwał rękami i krzyczał coś do mnie. Otrząsnąłem się z zamyślenia
powracając do rzeczywistości.
- Co się dzieję? – zapytałem nagle przytomniejąc.
- Co się dzieję? Stary od dobrych dziesięciu minut próbuję Cię
dobudzić a ty nie reagujesz! –gderał Sanchez.
- Sorry zamyśliłem się. Stało się coś?
- Wracasz samochodem?- zapytał wchodzący do pokoju Cesc
Fabregas.
- Tak…A dlaczego?- odparłem zdziwiony.
- Trzeba odholować Pique. A boimy się zadzwonić do Shakiry.
To mogłoby się źle dla niego skończyć.- zaśmiał się Cesc.
- A dlaczego akurat ja mam go odwozić?- zapytałem z wyrzutem
– Przecież ty mieszkasz kilka domów dalej.
- Tak ale ja mam komplet. Zabieram Albę, Alvesa i Puyola.
Więc zostajesz ty.- stwierdził z cwanym uśmiechem.
- Ok…Chyba nie mam wyjścia.- odparłem zrezygnowany.
Wpakowałem
ledwo przytomnego Pique do mojego czarnego Forda Mustanga rocznik 67. I
pognałem przez uliczki Barcelony do domu obrońcy. Dochodziła trzecia w nocy.
Ulice były puste i ciemne. Tylko gdzieniegdzie migały światła samochodu bądź
motoru. Jakaś grupa nastolatków w ciemnym zaułku. Pies szukający jedzenia w
śmietniku czy kot przebiegający ulicę. Dotarłem pod dom obrońcy i ledwo
wyciągnąłem go ze środka. Wyjąłem z kieszeni jego kurtki klucz i otworzyłem
dom. Zaświeciłem światło i rozejrzałem się. Wnętrze było jasne i przestronne.
Po lewej wielki salon z kanapą
naprzeciwko ogromnego telewizora i obowiązkowo konsola do gier wideo. Obok
przestronna kuchnia w jasnych barwach. Skierowałem się na koniec korytarza. I
to właśnie w tym momencie zaczynają się schody. I dosłownie i w przenośni.
Długie i kręte schody do sypialni piłkarza. Zarzuciłem ramię Gerarda na szyję i
uginając się pod jego ciężarem ruszyłem ku schodom. Każdy stopień był jak kara
za grzechy. Schody zdawały się nie mieć końca. Kiedy udało mi się dotrzeć do
sypialni piłkarza ten mamrotał pod nosem coś nie zrozumiałego. Rzuciłem go na
łóżko i stwierdziłem, że wypadałoby zdjąć mu chociaż buty. Po chwili zaczął
mamrotać pijackim bełkotem, że mnie kocha i już zawsze będziemy razem. Zdjąłem
mu buty i ruszyłem ku wyjściu. Klucze położyłem na szafce w korytarzu i
zatrzasnąłem drzwi. Wsiadłem do mojego samochodu i wyjechałem z posesji
obrońcy. Wjechałem na główną ulicę i zatrzymałem samochód na światłach. Nagle w
ciszy rozbrzmiał dźwięk dzwonka mojego telefonu. Spojrzałem ja wyświetlacz i
odczytałem imię przyjaciela. Zdziwiony odebrałem.
- Cesc, stało się coś?- zapytałem zdziwiony nagłym telefonem
pomocnika.
- Nie, wszystko ok, tylko zostawiłeś u Alexisa klucze od
domu.- odparł z uśmiechem przyjaciel.
Sprawdziłem kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Były puste.
Najprawdopodobniej wysunęły mi się z kieszeni spodni.
- Faktycznie nie mam ich- odparłem zrezygnowany – znowu
muszę się wrócić do Alexisa.
- Spokojnie, wystarczy, że wpadniesz do mnie. Zabrałem je,
pomyślałem że będziesz miał bliżej od Pique do mnie niż do Sancheza.- odparł
zadowolony z siebie Cesc.
- Ok daj mi kilka minut. Będę niedługo.- odpowiedziałem
rozłączając się.
Odwróciłem się
żeby położyć telefon na półkę gdy nagle usłyszałem huk i poczułem uderzenie.
Samochód w sekundzie stanął. Zdezorientowany odwróciłem głowę w stronę szyby.
Przed maską zobaczyłem pięknego niebieskiego chevroleta corvette c1. Jak
najszybciej wysiadłem z samochodu i zauważyłem że w samochodzie siedziała młoda
dziewczyna. Jej głowa bezwładnie leżała na kierownicy a po skroni spływała
stróżka krwi. Miała około osiemnastu lat. Była piękna. Jej długie, lekko
pokręcone włosy opadały jej na twarz. Odgarnąłem je i próbowałem ją ocucić.
Lekko potrząsnąłem jej zgrabnym ciałem. Zaczynałem bać się, że coś jej się
stało. Panika zaczęła wzbierać się w mojej głowie. Byłem przerażony, że coś jej
zrobiłem. Po chwili otworzyła swoje piękne oczy. Były niemal czarne. Jęknęła i
wykrzywiła swoją anielską twarz w grymasie bólu. Po chwili spojrzała na mnie i
zaczęła krzyczeć:
- Ty idioto! Jak ty jeździsz?! Kto Ci dał w ogóle prawo
jazdy?!- osłupiały patrzyłem jak wstaje i podbiega do maski samochodu oglądając
wgniecenie- Zobacz co zrobiłeś! Ty pieprzony gnojku. Klęła na mnie pod nosem.
Nagle przestała i chwyciła się za głowę. Oparła się ręką o swój samochód.
Szybko pobiegłem w jej stronę i podtrzymałem, żeby się nie przewróciła.
Odskoczyła ode mnie jakby się poparzyła. I znów zaczęła krzyczeć:
- Łapy przy sobie! Zboczeńcu jeden!
- Tylko nie zboczeńcu ok?!- odparowałem jej jeszcze szybciej-
Nie chciałem tylko, żebyś upadła!
- Jasne wszyscy psychole tak mówią!- nie przestawała na mnie
krzyczeć, moja cierpliwość się kończyła
- Jacy psychole?! Chciałem Ci pomóc! A ty wyzywasz mnie od
zboczeńców i psycholi!- teraz i ja krzyczałem- chcę się tylko upewnić, że nic
ci nie jest.- odpowiedziałem już spokojniej. Podeszła do mnie tak blisko, że
dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów i wysyczała przez zęby:
- Pieprz się. – teraz dobrze jej się przyjrzałem. Chociaż na
jej skroni i we włosach była krew, była piękna. Niska, drobnej budowy.
Wyglądała jak anioł. Ubrana w czarną skurzaną kurtkę, tego samego koloru
spodnie i luźny top. Miała delikatny makijaż. Którym było tylko lekkie
podkreślenie oczu. Była idealna. Ucieleśnienie wszystkich moich fantazji. Była
też niezwykle pyskata. Widać, że zawsze osiąga wyznaczony cel i dąży do tego po
trupach. Mimo, że wygląda bardzo niewinnie dzięki swojej budowie ciała.
- Wolałbym Ciebie…- zamruczałem zmniejszając dzielącą nas
odległość do minimum.
- A ja wolałabym mieć cały wóz.- szybko odparowała.
- Ok. Odwiozę Cię teraz do domu a rano skontaktujesz się ze
mną w sprawie samochodu. Może być?- zapytałem zrezygnowany. Długo się
zastanawiała co odpowiedzieć.
- Dobra. Wygrałeś, ale tylko dlatego, że jest prawie czwarta
a ja muszę jakoś się dostać do domu.-
odparła.
Niechętnie
wsiadła do mojego wozu. Ja przestawiłem jej samochód na pobocze. Zająłem
miejsce kierowcy w moim aucie i wręczyłem dziewczynie jej klucze. Uruchomiłem
silnik i wrzucając bieg ruszyłem w stronę domu Fabregasa.
- Będę musiał jeszcze zajechać do kumpla.. - zacząłem, a ona
spojrzała na mnie z niemałym przerażeniem. Dłonią dotknęła swojej rany, a
później spojrzała na palce we krwi.
- Po co? - spytała cicho, a głos jej drżał.
- No przecież sam cię nie zgwałcę. Muszę mieć towarzysza - wyszczerzyłem się do niej szeroko, a ona popchnęła mnie w tył.
- Nigdzie z tobą nie jadę!- krzyknęła zakładając ręce na piersi.
- Po co? - spytała cicho, a głos jej drżał.
- No przecież sam cię nie zgwałcę. Muszę mieć towarzysza - wyszczerzyłem się do niej szeroko, a ona popchnęła mnie w tył.
- Nigdzie z tobą nie jadę!- krzyknęła zakładając ręce na piersi.
- Ale ja nie pytam o pozwolenie- ja oznajmiam.- powiedziałem
nie przestając się uśmiechać.
- Więc ja wysiadam.- oznajmiła szukając w ciemności klamki.
- Nie wygłupiaj się nigdzie nie puszczę Cię na piechotę.
Jeszcze ktoś Cię napadnie i naprawdę coś ci się stanie.- oznajmiłem pewnie.
Obrażona
dziewczyna odwróciła się w stronę szyby. Nogi położyła na desce rozdzielczej i
posłała mi cwany uśmiech.
- Zdejmij nogi.- grzecznie poprosiłem. Ona na moje słowa
tylko się zaśmiała.
- Strasznie przynudzasz. Zawsze taki jesteś czy to tylko
chwilowe?- zapytała- Nie co ja mówię! Zawsze taki jesteś!- odparła śmiejąc się.
Słysząc jak się ze mnie nabija nagle dodałem gazu. A samochód wyrwał na przód w
nagłym przypływie mocy.
- Co ty robisz?! Chcesz nas zabić?! Przestań!- Krzyczała na
mnie i biła mnie pięściami po ramieniu. Ja tylko wyszczerzyłem się w uśmiechu i
nagle zahamowałem stając dęba. Dziewczyna wylądowała twarzą na moich udach.
- A myślałem, że nie robisz tego na pierwszej randce.-
zaśmiałem się widząc jak szybko się podnosi i poprawia włosy. Cisnęła we mnie
wzrokiem zabójcy a co jeszcze szerzej się uśmiechnąłem.
- Nie jesteśmy na randce.- odparła wkurzona. Puściłem jej
odpowiedź mimo uszu i skręciłem na podjazd prowadzący do domu piłkarza.
- No i jesteśmy.- oznajmiłem parkując samochód obok nowego
czarnego Lamborghini Aventador Cesca.
- Co to za cudo?- Odarła zdławionym ze zdziwienia głosem
hiszpanka.
- Samochód kumpla.- wyszczerzył się Neymar.
- Nie chcę wiedzieć czym się zajmuję, że stać go na takie
zabawki.- stwierdziła.
- Wysiadaj księżniczko!-
wyszczerzyłem się i wysiadłem z samochodu.
- Nie jestem księżniczką!- zawołała próbując za mną zdążyć.
Przeskoczyłem
małe schodki prowadzące do domu i nie pukając wszedłem do środka. Krzyknąłem w
poszukiwaniu pomocnika i już po chwili w salonu wyszedł gospodarz domu.
- Sorry, że tak późno ale miałem małą stłuczkę.- tłumaczyłem
przyjacielowi kiedy do środka weszła dziewczyna wycierając z ręki krew. Nie
zauważając gospodarza domu. Ten za to patrzył pełen zdumienia na dziewczynę.
Gdy ta podniosła głowę jego przypuszczenia się potwierdziły. Nic nie rozumiejąc
powiedział:
- Rita…? Co ty tu robisz?
_________________________________________________________________________________
Chciałabym przywitać wszystkich na moim pierwszym blogu :* Dopiero zaczynam swoją przygodę z pisaniem jednak mam nadzieję, że wam się spodoba :) Chciałabym też prosić was o komentarze które dadzą mi wiele motywacji :) Piszcie i wyrażajcie swoją opinię. Jeśli nie coś wam się nie podoba wskażcie co mogłabym zmienić :) Możecie też pisać do mnie na gg lub meila zawsze chętnie odpowiem :) Pozdrawiam i zapraszam do czytania i wyrażania opinii. Rozdział dedykowany jest mojej przyjaciółce Minizie. Bez Ciebie skarbie nie było by nawet jednego słowa :* Kocham Cię mała :*
Jejku, dziękuję za dedykację! Gadasz głupoty, beze mnie też byś wiele napisała :*
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny, ale to już na pewno wiesz. Uwielbiam tutaj Ritę i Neya. Rozwalają mnie ich 'kłótnie'. Ja już wiem, co się wydarzy kilka rozdziałów później! :D Kurde, czytam to już po raz kolejny i nadal jaram się tak samo. haha :D
Przytulić! (V.V hahah) :*
Jezu świetne *.* Te ich kłótnie haha. Czekam na następny. PS. Przepraszam że usunęłam komentarz ale zrobiłam kilka błędów :)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie zaczęłaś ! :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest bardzo humorystyczny :)
Spory Neya i Rity są genialne :D
Ciekawe co na to Fabs :)
Czekam na kolejny !
PS: Jeżeli możesz to poinformuj mnie o nowości : ask.fm/loveblaugrana
No i co ja mam napisać? To opowiadanie spodobało mi się od pierwszego zdania. Neymar sprawia wrażenie takuego bad boya i to mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział! Opowiadanie dodam do czytanych jak tylko znajdę chwilę i będę na pc ;)
jeju świetnie się zaczyna :D
OdpowiedzUsuńbędę czytać ^.^
OdpowiedzUsuńI się zaczyna imprezą... xd
Ford Mustang - moje marzenie!! kiedyś takiego kupię albo Nissana Skyline'a albo jeszcze Mitsubishi Evolution ^^
No i ważna lekcja - stłuczka to nigdy ale to NIGDY nie jest wina kobiety! ;)
Skurzana kurtka? Serio?
OdpowiedzUsuń